
Karel De Gucht
Karel De Gucht, komisarz ds. handlu Unii Europejskiej, komentując narastające konflikty pomiędzy UE a Chinami powiedział, że Chiny muszą szanować rozszerzenie obustronnych relacji handlowych. W wywiadzie dla niemieckiego dziennika Handelsblatt De Gucht stwierdził, że warunkiem istnienia długoterminowej wymiany handlowej między UE i Chinami jest stosowanie się przez Chiny do zasady „obustronnego otwarcia” w handlu. Komisarz unijny stwierdził także, że warunki na chińskich rynkach publicznych muszą się zmienić.
W piątek, francuski sekretarz stanu ds. handlu zagranicznego, Pierre Lellouche, również wezwał Chiny do otwarcia swoich rynków publicznych i zniesienia subsydiów, które wpływają na ceny chińskich spółek. Według De Guchta chińskie subsydia są dużym problemem, są one pośrednim sposobem wspierania chińskiego eksportu.
W tym miesiącu Unia Europejska zdecydowała się na nałożenie dodatkowych ceł na papier powlekany, produkowany w Chinach. W odpowiedzi, Pekin podniósł cła na pochodzącą z UE skrobię używaną do produkcji papieru.
W ostatnich latach handel pomiędzy Chinami a Unią Europejską znacznie wzrósł, a Unia stała się największym odbiorcą chińskiego eksportu. Chiny są obecnie drugim, największym partnerem handlowym UE, po Stanach Zjednoczonych. Jednak we wzajemnych relacjach handlowych istnieje szereg problemów.
Jan Wołoszyn
komentarze 2-
-
rzadko sie Zyggi z Toba zgadzam, ale poglady na tematy religijne mamy praktycznie identyczne. to, co pisales nt. kosciola katolickiego w PL i islamu to jakbym sam napisal, o polityce wladz izraela z reszta chyba tez podobnie myslimy.
Cyt. „Według De Guchta chińskie subsydia są dużym problemem, są one pośrednim sposobem wspierania chińskiego eksportu.”
Jak na eurokomisarza ludowego przystało, Pan De Gucht posługuje się demagogią w czystej postaci. Domaga się bowiem od Chin zaprzestania tego, co UE robi od wielu dekad: subsydiów. A przecież gdyby UE zliberalizowała politykę rolną, byłoby to przysłowiową „wędką” dla ubogich krajów, których gospodarka jest oparta na rolnictwie. Wietnamski czy pakistański ryż mógłby bez przeszkód rywalizować z greckim czy włoskim. Poza tym skorzystaliby na tym konsumenci w samej UE (ceny ryżu sprzed naszego wejścia do UE są na to dowodem).
Chyba jednak nieprędko do tego dojdzie. I to nawet nie dlatego, że wolny rynek, kapitalizm i w ogóle wolność niektórym europolitykom śmierdzą. Jest tak z bardziej prozaicznego powodu: politycy europejscy to niemal bez wyjątku polityczni tchórze. Ci ludzie drżą na samą myśl o buncie francuskich czy hiszpańskich farmerów. Wolą być zakładnikami interesów tego małego, ale hałaśliwego, awanturniczego lobby niż mu się przeciwstawić. Znaczące zmiany miałyby miejsce dopiero w sytuacji otwartego krachu UE, co prawdopodobnie nastąpi, ale niekoniecznie w bliskiej przyszłości.
Jak widać, to nieprawda, że UE tonie. Przynajmniej dwie rzeczy w UE mają się dobrze, a nawet rozkwitają: islam i demagogia. W tej sytuacji nie dziwię się Wojciechowi Cejrowskiemu, że postarał się o paszport południowoamerykańskiego Ekwadoru. Któż by nie chciał – choćby tak na wszelki wypadek – mieć możliwość ucieczki od głoszonych w mediach ekonomicznych bzdur, od rosnących podatków, od czułych (czytaj: natrętnych) ramion eurokomisarzy i spod władzy ich księżycowych dyrektyw!