We czwartek (8.03) w chilijskim Santiago miało miejsce podpisanie umowy o partnerstwie transpacyficznym, mającej stanowić następcę TPP, które nie doszło do skutku ze względu na wycofanie się z niej Stanów Zjednoczonych – głównego promotora tej umowy.
Temat TPP (Trans-Pacific Partnership), multilateralnej umowy handlowej, był przez długi czas źródłem kontrowersji w świecie polityki, głównie ze względu na wycofanie się z niej jej głównego promotora w postaci Stanów Zjednoczonych. Silnie wspierana przez administrację prezydenta Baracka Obamy, TPP za Donalda Trumpa stała się poczytywana jako niekorzystna z punktu widzenia gospodarki USA i partycypowanie w niej zarzucono.
Pozostałe 11 krajów porozumienia (tj. Australia, Brunei, Chile, Japonia, Kanada, Malezja, Meksyk, Nowa Zelandia, Peru, Singapur, Wietnam) nie podzielało takiej perspektywy względem umowy, zatem kontynuowano starania w celu wprowadzenia jej w życie. Największe zaangażowanie z pozostałych państw przejawiała Japonia, a efektem jej działań stało się podpisanie w stolicy Chile porozumienia pod nową postacią: Wszechstronnego i Progresywnego Porozumienia na rzecz Partnerstwa Transpacyficznego (Comprehensive and Progressive Agreement for Trans-Pacific Partnership – CPTPP), znanego również pod nazwą TPP11.
TPP11 ocenia się jako dobry znak, stanowiący opozycję dla tendencji izolacjonistycznych, które wzbierają na sile, a których symbolem niejako stała się osoba obecnego prezydenta USA. Heraldo Munoz, Minister Spraw Zagranicznych Chile określił TPP11 jako „silny sygnał przeciwko wojnom handlowym”. Słowa te odbierane są w kontekście nałożonych tego samego dnia przez przywódcę Stanów Zjednoczonych ceł na import stali (25%) i aluminium (10%) z krajów trzecich, nie licząc Kanady oraz Meksyku.
Na podstawie: nytimes.com, asia.nikkei.com
Opracowanie: Jakub Kamiński
10 - 10Udostępnienia
Pozostaw odpowiedź